Nasir Khamal Malik Nasir Khamal Malik
26
BLOG

Garść Salonowych impresji

Nasir Khamal Malik Nasir Khamal Malik Polityka Obserwuj notkę 3
Dawno niczego tutaj nie pisałem, więc pora to nadrobić. Dzisiejszy odcinek  sagi blogowej nie będzie miał jednak tematycznej myśli przewodniej. Tym razem postanowiłem połączyć wpis kryterium formalnym - będzie o wrażeniach, jakie zapewnia mi czytanie wpisów na 24 salonach.
 
I. Zaczniemy od sprawy apelu o to, aby w dyskusji używać pojęć w takim znaczeniu, w jakim rzeczywiście funkcjonują. Oczywiście jest to mój prywatny apel, proszę nie traktować go jako listu otwartego, pod którym należy wpisywać swoje poparcie, na co moda, szczególnie po lewej stronie sceny politycznej, jakoś za nic w świecie nie chce przeminąć...
 
Ale do rzeczy. Natknąłem się niedawno na blogu Liberte na wpis o polskim państwie wyznaniowym. Linia argumentacyjna wpisu - wydawałoby się poważnego - okazuje się być sprzeczna z podstawowymi zasadami zdrowego rozsądku. Oto autor zastosował taki manewr - Polska nie jest wprawdzie państwem wyznaniowym według obowiązujących kryteriów, ale jeśli za państwo wyznaniowe uznamy państwo spełniające określone kryteria (tutaj następuje charakterystyka Polski, oczywiście), to Polskę należy uznać za państwo wyznaniowe. Oczywiście kryteria te odbiegają od tego, co powszechnie kwalifikuje się jako wyznaczniki państwa wyznaniowego, co nie przeszkodziło autorowi na końcu stwierdzić, że ta argumentacja w kierunku z góry założonej tezy, jest argumentacją człowieka "bezstronnego" i dotyczy "normalnego sensu "państwa wyznaniowego oraz dowodzi, że Polska państwem wyznaniowym jest "bezspornie". No cózż rozczaruję autora - według normalnego sensu, to Polska bezspornie państwem wyznaniowym nie jest, fakt, że pod radykalnym warunkiem , że za państwo wyznaniowe będziemy uznawać to, co stanowi desygnat tego sformułowania. Nie czas i miejsce na tłumaczenie definicji państwa wyznaniowego, choć można w tym miejscu zauważyć, że wedle podanych przez autora kryteriów, do państwa wyznaniowego bliżej będzie np. Niemcom, Szwecji czy Norwegii, o Grecji nie wspominając.
 
Problem polega na tym, że redefiniując dla własnych potrzeb konkretnego pojęcia, możemy oczywiście "udowodnić" wszystko. Możemy przyjąć np., że za państwo wyznaniowe uznamy państwo, które nazywa się Polska. I wtedy już nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy państwem wyznaniowym, a przy okazji obalimy powyższy argument o innych państwach wyznaniowych w Unii Europejskiej. Pozostaje tylko jedno małe pytanie - po co nam w ogóle taka argumentacja?
 
Inny przykład - kiedyś miałem okazję dyskutować o ateizmie z ateistami. Ateiści maja to do siebie, że gwałtownie potrzebują zakotwiczenia swojego światopoglądu - więc szukają go przede wszystkim w nauce. Tyle że z punktu widzenia metodologii nauk, światopogląd ateistyczny pozostaje na dokładnie takim samym poziomie co jakikolwiek teizm czy metafizyka. Ot, spekulacje bez możliwości empirycznej, naukowej weryfikacji. Oczywiście ateizm, który oznacza ateizm, to jest przekonanie, wiarę w to, że byty nadprzyrodzone nie istnieją. Taka jest definicja słownikowa, takie jest powszechne rozumienie tego pojęcia. "Ateista" w tym miejscu dyskusji dokonuje redefinicję pojęcia - no niby tak, ateizm to niby to, ale ja pod pojęciem ateizmu rozumiem co innego. I w tym miejscu następuje wyliczanka kryteriów bliżej nieokreślonego "ateizmu naukowego", który z ateizmem ma niewiele wspólnego. No dobrze, niech im będzie, mogą tworzyć swoje kategorie i szufladki, wedle których kwalifikują swoje przekonania - tylko po co w tym celu używają pojęć o ustalonych znaczeniach. Przedstawiając się jako "ateista" i dyskutując o "ateizmie", ludzie będą używać tych pojęć zgodnie z definicjami. Inaczej dyskusja nie ma sensu - ja o ateizmie, on o ateizmie, który nie jest ateizmem.
 
Pamiętam, jak Korwin-Mikke (nie, nie jestem jego zwolennikiem) opowiadał wielokrotnie o "sprawiedliwości" i "sprawiedliwości społecznej" - to drugie niekoniecznie pokrywa się z tym pierwszym, a więc niekoniecznie jest "sprawiedliwością". Tolerancja nie jest tolerancją, tylko akceptacją. Państwo wyznaniowe nie jest państwem wyznaniowym, ateizm ateizmem, a legalizacja legalizacją. Przykłady można mnożyć.
 
Dyskusja w takim układzie nie ma sensu - albo zgodzisz się na definicję rozmówcy, co będzie przekłamywaniem rzeczywistości, albo zostaniesz przy rzeczywistości i dyskusji nie będzie, bo zaistnieją dwa monologi o różnych zjawiskach.
 
II.  Napisałem kiedyś profesorowi Sadurskiemu, że gdyby nie istniał Terlikowski, profesor musiałby go sobie wymyślić. Bo i trudno odnieść inne wrażenie na podstawie lektury profesorskiego blogu - wpisy Terlikowskiego stanowią dlań podstawowe źródło inspiracji. Ale skoro i tak, to pozwolę sobie na to, że blog Sadurskiego drugi raz z rzędu stanie się inspiracja dla mojej notki.
 
Będzie więc o kulturze dyskusji. Tak, wiem, prof. Sadurski znowu będzie mi wypominał, że zbyt poważnie odbieram jego notki, bo nie bawi mnie, kiedy stosuje personalne chwyty w stylu przypisywania autorom krytykowanych tez problemów w obcowaniu w płcią przeciwną czy (kolejnej) aluzji do tego, że osoby w celibacie nie mogą się wypowiadać na tematy pro-life, bo nie mają odpowiednich kompetencji w zakresie współżycia seksualnego.
 
Tak, wiem, że się "nadymam" w tym momencie. Bo to blog, bo to publicystyka, bo za oknem ładna pogoda, a ja nudzę o kulturze...
 
No ale dobrze, abstrahując już od tego, na ile in vitro jest tematyką, którą można zbyć sprowadzeniem wszystkiego do współżycia seksualnego, zastanówmy się nad treścią tego argumentu. Analizując go logicznie, należałoby stwierdzić, że kompetencje do rozmowy o godności in vitro pozostają wprost proporcjonalne do współżycia seksualnego. Czy autor tego argumentu chce nam przez to powiedzieć, że największy autorytet w tej sprawie posiada niejaki Casanova?
 
Jeszcze jedna ciekawa implikacja takiego rozumowania - skoro to blog, skoro nie ma co się nadymać i można publicznie analizować czyjeś kompetencje w zakresie wypowiadania się o godności in vitro według współżycia seksualnego, zapewne profesor Sadurski, który wyłożył nam tutaj ex cathedra kilka fajnych tez w tym zakresie nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby zapytać go o kwalifikacje w temacie według zaprezentowanego schematu kompetencyjnego.
 
Czyli, panie profesorze, czy mógłby nam pan tutaj opowiedzieć coś więcej o swoim pożyciu intymnym, bo chcemy wiedzieć, na ile pańskie zdanie w temacie powinno być dla nas wiążące na mocy autorytetu? Liczę przy okazji na to, że nie będzie się pan nadymał w związku z tym pytaniem.
 
No i że szlachetna Administracja nie wytnie tego wpisu z powodu tego pytania, bo w sumie to odpowiedź mnie nie interesuje - ale może zainteresuje tych, którzy lubią mieć w profesorze autorytet.
 

 
PS. Impresji miało być więcej. Ale notka urosła do takich rozmiarów, że i tak cudem będzie, jeśli ktoś ją przeczyta...

TEN BLOG NIE BIERZE UDZIAŁU W KONKURSIE NA BLOG ROKU 2007 2008 2009 2010 2011 2012 SMSa wyślij lepiej do ukochanego/ukochanej albo na jakiś cel prawdziwie charytatywny... Zastrzeżenie To, że polecam danego bloga, nie oznacza jeszcze, że zgadzam się z poglądami jego autora. Polecane notki: Traktat Lizboński (analizy treści, opinie) Traktat Lizboński - notki na marginesie (I) Traktat Lizboński - notki na marginesie (II) Analizy prawne Związki partnerskie Domniemanie niewinności a lustracja Dobra osobiste a sprawa Kuronia Granice kompetencji sądu a kryptonim sprawy Rozdział państwa i Kościoła a wolność wypowiedzi Kościół De Ecclesia (do GM) Rozdział państwa i Kościoła a wolność wypowiedzi Sport Piłkarski poker Piłkarski poker cz. 2 Duch sportowy Tybet, sport i igrzyska Inne: Odpowiedzialność i normalne następstwo Etyka Radia ZET Sen wigilijny Filo- i antysemityzm

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka